środa, 6 czerwca 2012

O wyzszosci psa nad kotem lub na odwrot.

Ludzie podlegaja podzialowi na psiarzy lub kociarzy. Kazdy z nich, z uporem godnym lepszej sprawy, bedzie przekonywal o trafnosci wyboru zwierzecia domowego. Psiarz powie, ze pies to najlepszy, najwierniejszy przyjaciel i pomocnik czlowieka, ze kocha mimo wszystko, ze jego legendarne przywiazanie, poswiecenie i milosc sa niezmienne, bez wzgledu na warunki i traktowanie przez czlowieka. Kocha nawet po smierci i czesto czeka daremnie na zmarlego wlasciciela, przykladow na to nie brakuje.  Kociarz prychnie na to lekcewazaco, ze na milosc kota trzeba sobie zasluzyc, ale gdy juz do tego dojdzie, kot tez potrafi kochac calym swoim serduszkiem, choc w inny sposob, bardziej zdystansowany i chlodniejszy.
Z punktu widzenia psa: moj czlowiek daje mi jesc, wyprowadza na spacery, drapie za uchem, pielegnuje, ma dla mnie dobre slowo, JEST WIEC MOIM BOGIEM.
Kot natomiast zripostowalby: moj czlowiek daje mi jesc, sprzata moja kuwete, glaszcze i szczotkuje moje futerko, zabiega o moja uwage, JESTEM WIEC JEGO BOGIEM.
Tak w skrocie przedstawia sie roznica miedzy jednymi z pierwszych udomowionych przez czlowieka zwierzat.
Pies czy kot? Trudny wybor.
Moje zycie zdominowaly psy. Po dlugotrwalym przymarudzaniu o domowe zwierzatko, rodzice zdecydowali o nabyciu psa, bo kot niby mial smierdziec, kuweta w domu to utrapienie, a poza tym niszczy meble i firanki. A w ogole, to koty sa falszywe, wiec to zwierze absolutnie nie wchodzi w gre.
Jako psiara traktowalam koty, jak mialy na to zaslugiwac - wrog publiczny numer jeden.Nie, zebym koty nienawidzila, kocham wszystkie stworzenia, ale niektore z daleka i koty do nich nalezaly. Nawet wsrod naszych znajomych brakowalo kociarzy, bym mogla te tajemnicze zwierzaki blizej poznac i ewentualnie polubic.
Tak trwalo, dopoki Julia nie uparla sie na kota i Maciejka nie zamieszkala u nas. Chociaz wlasciwie nawet wtedy specjalnie sie nia nie zajmowalam, wazne bylo, zeby dobrze rozumiala sie z Fuslem. Dopiero, kiedy Maciejka na stale zamieszkala u nas, zaczelam interesowac sie kocia psychika, dostrzegac roznice, jakie dziela znane mi psy, a kotami.
Wprawdzie Miecka znala nas od malego, ale mieszkanie bylo dla niej obce i trwalo to jakis czas, zanim nabrala do nas tego szczegolnego zaufania, zanim stala sie w pelni "nasza". Z Kira bylo inaczej, duzo szybciej.
Maciejka to wyplosz, nie cierpi brania na rece czy na kolana, jojczy wtedy wnieboglosy, czasem tez prycha w zlosci. Ale pieszczoty uwielbia, musi tylko sama tego chciec i sama przyjsc. Codziennym rytualem stalo sie wieczorne gilganie, juz w lozku. Kiedy leze na plecach i sobie przed snem czytam, ona kladzie sie na moich piersiach, mruczy jak wiertarka i pozwala skladac sobie holdy glaskaniem, najchetniej pod brodka. W pewnej chwili zrywa sie, odwraca do mnie ogonem i sama zaczyna udeptywac moj brzuch, po czym wraca i gilganko trwa dalej. I tak kilka razy. Spi ze mna (lub na mnie) w lozku, czasami zajmujac wieksza jego szerokosc.
Kiedy ktos do nas przychodzi, Miecka znika pod lozkiem w sypialni i przeczekuje nalot na dom. Rzadziej ulega ciekawosci i wychodzi, bardzo ostroznie, do gosci, gotowa w kazdej chwili podac tyly. A juz obcy pies w domu... wtedy nie wylazi w ogole z sypialni i nie daj boze, zeby psisko z ciekawosci wsadzilo pysk w drzwi sypialni, wtedy slychac wsciekle prychniecie i czarna lapka, jak blyskawica, siega do wscibskiego pyska! Juz zaden wiecej nie ma ochoty tam zagladac, a Maciejka dumnie zostaje na placu boju z ogonem nastroszonym jak wycior do armaty.
Zaczynam rozumiec kocia mowe, mowe ciala i dzwieki, jakie wydaje. Wiem, kiedy jest lekko zirytowana, kiedy bardzo wkurzona, kiedy wola mnie do lozka, gdy za dlugo siedze przed telewizorem, a pora na spanie (jej zdaniem) juz nadeszla. Miecka potrafi oszukiwac. Tego bym sie po niej nie spodziewala, ale jednak! Zawsze o tej samej porze, wieczorem, dostaje kocie cukiereczki, nawet rozumie to slowo. Biegnie do szafki, gdzie sa schowane i patrzy na nia wyczekujaco. Ale robi tak tez, mimo, ze juz cukiereczki dostala. Pewnie ma nadzieje, ze zapomnialam. A nuz sie uda!
Ciekawie wygladalo pierwsze spotkanie Miecki z Kira, ktora wzielam do siebie na weekend, kiedy jeszcze zyl Fuselek. Kotka, jak zwykle, zalegla pod lozkiem, ale za dlugo jej to trwalo, wiec w koncu wylazla zbadac teren. Kira jest wprawdzie bardzo lagodnym psem, ale tez nie bardzo wiedzialam, jak zareaguje na kota i czy instynkt lowczy nie bedzie gora. Teraz mysle, ze one obie byly bardzo niepewne swego, jedna bala sie drugiej. A odbylo sie to tak:


Kirunia odpoczywala sobie na sofie po instensywnym spacerze.


Maciejka, u ktorej ciekawosc wziela gore nad ostroznoscia i strachem, bardzo wolno i cicho wslizgnela sie do pokoju.


Po dluzszej chwili kotka odwazyla sie wspiac na sofe, zeby obejrzec i obwachac to cos, co tam lezalo i co juz tak dlugo przebywalo na jej terenie.


Wszystkie miesnie napiete do granic mozliwosci, gotowe w kazdej chwili do obrony lub ucieczki. Nie wie, biedaczka, ze ciekawosc to pierwszy stopien do piekla, a czasem wielkie niebezpieczenstwo. Taka z niej kozaczka!


Kira sie przebudzila i tez nie bardzo wie, co z tym czarnym fantem zrobic.Popatrzyly sobie w oczy.


Nerwy nie pozwolily Kirze dalej spokojnie lezec i tez przygotowala sie do ewentualnej walki albo ucieczki. Tymczasem Miecka troche sie wycofala, tak blizej sypialni, bo to nigdy nic nie wiadomo.






Takie to bylo ich pierwsze spotkanie, pozniej wszystko samo sie poukladalo, teraz nawet razem sie bawia, ale wlasciwie rzadzi Maciejka. Ona byla tu pierwsza i ma wiecej praw (tak sobie pewnie wykombinowala).

A wiec kot, czy pies? Dlaczego nie obydwa? Ja mam teraz zupelnie inne spojrzenie na te zwierzeta, kazde jest na swoj sposob indywidualnoscia i chociaz tak bardzo sie roznia, kazde zasluguje na wielka milosc, ktora pies slepo odwzajemnia, a kot na nia laskawie pozwala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.