poniedziałek, 1 października 2012

Sankt Peter-Ording.

Kurort znany w swiecie ze swoich zrodel wod siarkowych, uzdrowisko, gdzie trzeba uiszczac oplate klimatyczna. Przy czym to male miasteczko z zaledwie 4000 stalych mieszkancow. Pewnie drugie tyle albo i lepiej nadciaga turystow, wiec kasa dzwoni, jak dzwon Zygmunta.
Sankt Peter-Ording szczyci sie najwieksza plaza w Europie, zwana przez Niemcow zartobliwie najwieksza piaskownica swiata. Plaza ciagnie sie 12 km i jest 2 km szeroka. I robi wrazenie!
Ciekawostka sa slone bagna, gdzie znajduja schronienie i mozliwosc rozrodu rozne rzadkie zwierzaki, glownie plazy.
Wattenmeer to cos nieprzetlumaczalnego. Tak Niemcy nazywaja te czesc morza, ktora odslaniaja odplywy. Mozna tam wedrowac kilometrami wglab morza, byle tylko zdazyc przed przyplywem, ktory nadchodzi bardzo gwaltownie i jest niezwykle niebezpieczny dla osob znajdujacych sie daleko od brzegu. Wiele osob stracilo w ten sposob zycie. My nie znamy tego zjawiska na Morzu Baltyckim, tam przyplywy sa niewielkie i nie zagrazaja nikomu.


Tego dnia rano pogoda troche nas przerazila. Wbrew zapowiedziom, kropil lekki deszczyk, wiec postanowilismy przeczekac w miescie, a na plaze wyjsc, kiedy wiatr przegoni chmury. Czasem ten wiatr na cos sie przydaje.


Tuptalismy po pustawym o tej porze deptaku, przysiedlismy na kawe,  pochlonelismy zabrane ze soba kanapki.
I czekalismy.
Czekalismy.
Czekalismy.


A tu kropi i kropi. Nie chce przestac.











Z nudow zrobilismy sobie pocztowke. Stoi taki automat, ktory robi zdjecia i umieszcza je na wybranej widokowce. Mozna dobrac sobie tekst pod zdjeciem. No, pelna radocha!
Potem ja wypisalismy, zaadresowalismy do moich rodzicow, poszukalismy znaczkow,  poszukalismy skrzynke i wrzucilismy.
Przestalo padac!!!



No to hajda! Na molo! Zeby nie bylo za wesolo, musielismy wniesc oplate w wysokosci 3€ od lebka za mozliwosc przejscia sie po 2,5-kilometrowych dechach. Zdzierstwo i rozboj w bialy dzien!!!
Kira na szczescie nie musiala placic. ;)




Wedrowalismy po tych dechach, wedrowalismy, a morza jakos nie bylo widac.



Niektorzy, nie chcac placic haraczu, wybrali droge obok mola. My nie dysponowalismy kaloszami, wiec sobie odpuscilismy.








Zawedrowalismy do polowy mola, skad zrobilam zdjecie nastepnej jego czesci do pokonania...


... i odcinka, ktory juz mielismy za soba.


A morza jak nie bylo, tak nie ma.


Na horyzoncie zamajaczyla jakas budowla na palach, ktora okazala sie restauracja (baaardzo droga, bo tam trzeba nawet wode dostarczac).



Wreszcie molo sie skonczylo i zeszlismy na plaze.

A morza nadal ani widu.
Przestalam juz wierzyc, ze ono tam w ogole jest.



Ten gustowny domek na palach to nic innego, jak przybytek z serduszkiem.










Wreszcie piach zaczal sie robic mokry, a to znak, ze jakas woda jest w poblizu.



Alleluja! Jest! 



Tyle tylko, ze akurat byl odplyw. Boja, zamiast plywac, lezala sobie zalosnie na boku.
Ktos ukradl wode!



A fale byly takie fajne, takie morskie!



Szumialo sobie to morze jakas szante, leniwe i odprezone.
Wiatru prawie nie bylo. Cud jakis!



A my wedrowalismy bezkresna plaza, dalej i dalej przed siebie.










Zeby nie bylo zadnych watpliwosci, ze tam bylam!



Nie moglam sie dosyc napatrzec na ten blekitny bezkres.


Zabudowania hotelowe zostawilismy hen za soba.


Z daleka patrzac, myslelismy, ze to zaglowki. Tymczasem okazalo sie, ze na plazy odbywaja sie zawody, no wlasnie, jakie?
Po tutejszemu nazywa sie toto Strandsegel, czyli jakby plazowy zagiel.



Jest morze, musza byc i mewy. Najpiekniej, rzecz jasna, wygladaja w locie, ale nie udalo mi sie uchwycic. Takie brodzace i plywajace tez sa ladne.


Nazbieralam tez troche muszelek. Takie tam, zwykle, bo te najpiekniejsze sa tylko w krajach poludniowych.
Ale to i tak mila pamiatka z naszych wojazy.


















W drodze powrotnej przygladalismy sie innym zawodnikom, tez na kolkach, ale napedzanym takimi latawco-spadochronami.
Spedzilismy tam kilka ladnych godzin i bez sil wrocilismy do domu.

14 komentarzy:

  1. Faktycznie niezły kawał drogi do morza, ale mnie to zachwyciło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam pomost liczy 2,5 km, potem jeszcze kilkaset metrow piachu i dopiero woda. Ale nie daj sie zwiesc, podczas przyplywu wody jest znacznie wiecej i blizej mola.

      Usuń
  2. Przepiękna wycieczka, ostatnio rzadko bywam nad morzem, kiedyś bywałam często w Rostocku, z racji mojego M., stąd też umiem mówić Moin, Moin :)))
    pozdrowienia

    ps. a w tym domku na kurzych łapkach, czyli na stelażu, byliście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli masz na mysli pierwszy domek, czyli restauracje, to nie bylismy, bo nie jestesmy milionerami (a szkoda!), w drugim, czyli kibelku tez nie, bo sie nam nie chcialo ;). Zreszta kto by sie wspinal po tylu schodach?

      Usuń
  3. Ależ rozległe te plaże i morze ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej! Najwieksza piaskownica swiata, no moze poza Sahara.

      Usuń
  4. I ja tam byłam w zeszłym roku:))))

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.