czwartek, 31 marca 2016

Radosc i placz.

No coz, wyjazd do rodzicow niosl ze soba zarowno dobre jak i zle emocje, radosc i wielki smutek jednoczesnie. O ile fizycznie wypoczelam i poddalam sie blogiemu procesowi rozpieszczania, o tyle psychicznie jestem w znacznie gorszym stanie niz przedtem. To nie tylko paniczny strach przed utrata rodzicow, ale tez jakies wyrzuty sumienia, poczucie winy, rozpacz, ze nie moge byc z nimi w czasie, kiedy najbardziej mnie potrzebuja, bo sil i zdrowia coraz mniej.
Diagnozy jeszcze nie ma, dopiero dzisiaj po poludniu tato ma termin do koordynujacego onkologa, ale stan jego zdrowia jest zatrwazajacy, a i psychicznie jest w nienajlepszej kondycji, boi sie i choc robi dobra mine do zlej gry, to ten strach jest wyczuwalny. Ze nie wspomne o przerazeniu i bezradnosci mamy, na ktora spada teraz glowny ciezar uczestnictwa w calym procesie, podczas gdy sama nie jest najzdrowsza i umiera ze strachu przed wszystkim, co ja czeka.
Glownie rozmawialismy i siedzielismy w domu. Spacery ograniczalismy do minimum, bo tato jest bardzo slaby i wciaz musi odpoczywac na lawkach. Calkiem jednak przerazilo mnie to, ze nie chcial (nie mogl?) odprowadzic mnie na autobus i wyslal nas z mama taksowka. Jak zle musi z nim byc, skoro dobrowolnie zostal w domu, kiedy jego jedynaczka wyjezdzala. Obie z mama wyplakalysmy sie na dworcu, pozniej chlipalam sobie dlugo w autobusie. Dobrze, ze bylo ciemno i nikt nie widzial...
Zdolalam co najmniej namowic ojca, zeby pozwolil sie wozic po lekarzach naszemu kuzynowi, zawsze to mezczyzna, a nie slaba mama. Probowalam tez przekonywac do wziecia kogos do pomocy w domu czy zakupach, ale nie wiem, czy to cokolwiek przyniesie. Osiagnelam jedynie przyrzeczenie, ze ojciec sie zastanowi. Lepsze to niz nic, ale w skrytosci liczylam na wiecej.
Natomiast calkiem komfortowo zylo mi sie bez internetu. Celowo deaktywowalam internetowy roaming, zeby mnie nie kusilo, zostawiajac jedynie telefoniczny, zeby byc osiagalna. Zadziwiajaco dobrze czulam sie bez tego, bez czego w domu nie bardzo wyobrazam sobie czas wolny. Ani troche nie tesknilam za fejsem, mailami, codzienna lektura Waszych wpisow na blogach, choc za Wami juz tak. Zaprogramowalam wrawdzie zyczenia swiateczne, ale juz komentarze pod nimi moglam przeczytac dopiero po powrocie do domu. Chyba wiec nie jestem jeszcze uzalezniona, choc tak mi sie wydawalo.




108 komentarzy:

  1. Przykro mi, Aniu, że masz takie zmartwienie:(
    Trzymam kciuki za oboje rodziców, am nadzieję, że zdrówko ich jednak jeszcze nie opuści ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro mnie juz powoli zaczyna opuszczac, czego mam sie spodziewac w przypadku rodzicow o cwierc wieku starszych? :(

      Usuń
  2. Z takim samym ciężarem wraca do domu za każdym razem Tobołkowa. Ojca pochowała przed wyprowadzką, ale mama coraz starsza i coraz bardziej uparta, a wziąć ze sobą się nie da.
    "Dobrze, ze bylo ciemno i nikt nie widział..." - a gdyby zobaczył, to co? Był czas, że płakałam codziennie w drodze do pracy i z pracy, nie było ciemno i cały autobus mógł widzieć (i widział). Ludzie nie mają nic do Twoich łez. Nie pomogą Ci, nawet gdyby chcieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym byla tam na miejscu, na pewno byloby inaczej, a tak...
      Babcia zawsze mi powtarzala: smiej sie wsrod ludzi, placz tylko w ukryciu. Czasem sie nie da jednak...

      Usuń
    2. No to weż urlop i jedz. Jak ojciec jest w takim stanie to powinnaś być przy nim.Jesteś jego jedyna corką. Postaw sie w jego sytuacji . On nie oczekuje pomocy od jakies obcej osoby. Nie napisze wiecej bo nie chce cie obrazić . W takiej chwili chcialabym zeby moje corki byly przy mnie

      Usuń
    3. To nie jest takie proste, jakby sie moglo wydawac.

      Usuń
    4. Retro, chciałaś pomóc Panterze umocnić się w poczuciu winy?
      Pozostaje mi życzyć, by "w takiej chwili" Twoje córki mogły być przy Tobie.

      Usuń
    5. To nie takie proste Retro. Jestem w podobnej sytuacji, co tato Ani. Przez miesiąc była ze mną córcia na co dzień mieszkająca w Szkocji. Pomagała mi bardzo i rozpieszczała, jak mogła. Ale... No właśnie, ale... Rodzice są dla dzieci opoką, tu zawsze można się skryć przed przeciwnościami losu, zawsze znajdzie się rada, przytulenie, zrozumienie... I nagle okazuje się, że ta opoka nie jest nienaruszalna, jest krucha, jak najkruchsza porcelana i byle wietrzyk może ją zmieść... Widziałam przerażenie w oczach córci. I powiem ci, Retro, wolę , żeby nie widziała mojego lęku, bólu, bezsilności i niesprawności. Chcę jej tego oszczędzić. Poza tym to i dla mnie jest trudne, kiedy nie mogę ukryć przed nią swojej słabości. Aniu, nie miej żadnych wyrzutów sumienia. Jesteś bardzo dobrą i kochaną córką, chociaż daleko od rodziców. Dla nich nie najważniejsza jest twoja fizyczna pomoc, ale twoja miłość i czułość i bardziej cieszy ich, że ci się dobrze wiedzie, niż to, że powycierasz kurze w ich mieszkaniu i podasz herbatę. To może zrobić każdy. Życzę ci, żebyście mogli cieszyć się sobą jak najdłużej i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    6. @Hania - i w punkt powiedziane!

      Usuń
    7. Gdybym nie pracowala, pewnie latwiej byloby mi zostawic wszystko i zajac sie rodzicami, choc nie bardzo wiem, na jak dlugo moglabym zostawic cale moje tutejsze zycie, bez uszczerbku.

      Usuń
  3. Smutno mi razem z Tobą bo rozumiem Cie Aniu. I boli to zrozumienie, bo tyle w nim bezradności, niemocy, żalu, lęku, wstydu, wyrzutów sumienia...Moi rodzice też daleko - wprawdzie mają opiekę, ale mnie tam nie ma. Ech, taka ta nasza droga - wyboista, wciaz we mgle.Czy mogło sie to wszystko inaczej potoczyć? Nie wiem....
    Ściskam Cię mocno!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko jakos sie ukladalo, dopoki rodzice byli w miare zdrowi. Teraz sie posypalo. Ehhh...

      Usuń
  4. Olga Jawor - nie rozumiem tego co piszesz. Ty sie nad soba roztkliwisz ? Jaka ty biedna bla bla bla. Jak moja matka miala raka to siedzialam u niej dzien w dzien bo to mój był pieprzony obowiązek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Retro,lubię Cię ale chyba ciut przeginasz?:)

      Usuń
    2. Jasne, wymowie prace, zostawie wszystko i pojade sobie do Polski na czas nieokreslony, zeby zajac sie rodzicami. Zrujnuje zycie, bo mam inne obowiazki. Grazyna, czy Ty sie czasem zastanawiasz, co piszesz?

      Usuń
    3. Uważam ze wcale nie przeginam - poprostu pisze to co myśle. Nie będę kadzic ze mi przykro,smutni itd. I uważam że jak tfu miałabym być chora oczekiwałabym zeby moje corki były przy mnie bo to ich psi obowiązek. Bo poświeciłam pół życua na wychowanie ich a teraz oczekuje zeby ostatnie chwile byly ze mną. I jak uważacie że przesadzam to znaczy ze jestescie egoistkami i myślicie tylko o sobie. Żeby waszego ciepełka domowego nikt nie zniszczył.

      Usuń
    4. @ Retro
      Wydajesz mi się osobą inteligentną ,ale chyba wyznajesz starą(stereotypową) zasadę, że dzieci wychowuje się po to , by na starość szklankę wody podały ...?
      Czy Ty naprawdę myślisz,że dziecko ma obowiązek(pieprzony w dodatku !) doglądać rodzica w chorobie?!
      Urlop w pracy nie załatwi "bycia z rodzicami" (bo chyba o to chodzi Annie Marii P.)i nie można tego porównać z np Twoim przypadkiem czy moim .Różni są ludzie i w różnych komitywach żyją i nie można wymagać nawet od osób bliskich ich zachowania wg swego widzimisię .

      @Pantero-na pocieszenie Ci powiem,że ból istnienia(bo chyba tak to można nazwać...) znam doskonale . Tylko mój ból dotyczący moich rodziców jest odmienny o 360 stopni i chciałabym by miał taki wyraz jak Twój...

      Mogę Cię wirtualnie uściskać,ale uważaj by nie za mocno; bom krzepka baba zahartowana w życiu .
      ;*

      Usuń
    5. @Retro, jako, że czytam komentarze po kolei teraz dopiero widzę, że "poszłaś dalej". Skoro tak myślisz, że to dzieci psi obowiązek, to jestem absolutnie pewna, że Twoje córki wiedzą, jaki jest Twój stosunek do Nich. Więc do życzeń wyżej, by " w takiej chwili" córki nie tylko mogły, ale jeszcze wykrzesały z siebie, że chcą być przy Tobie. Obyś się nie zdziwiła w "takiej chwili"!

      Usuń
    6. Oj, Retro, Retro... Piszesz, co myślisz, ale niekoniecznie musi to być mądre... Nigdy nie pozwoliłabym dzieciom rzucić wszystko, zaniedbać swoich obowiązków i ryzykować przyszłością ich rodzin, żeby zapewnić ich obecność przy sobie. Poza tym w krytycznej sytuacji bardziej potrzebna jest fachowa pomoc i opieka. Wiem to dobrze, bo opiekowałam się w ostatnich latach życia swoimi dziadkami i rodzicami.

      Usuń
    7. Retro - obowiązki to ma pracownik, np. pomoc domowa, którą można zatrudnić w takiej sytuacji, żeby odciążyć rodziców w zajmowaniu się domem, czy opiekunka, która jako wykwalifikowana osoba, ma realną pomoc aby choremu ulżyć. Twoje dzieci na ten świat się nie pchały - sama postanowiłaś urodzić je i wychować, to była Twoja wola i chęć, a nie żaden układ, więc nie mów, że cokolwiek się Tobie od nich należy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że tak roszczeniową postawą - tak sprawiedliwą według Ciebie - możesz zepsuć relacje z córkami po całości w chwili, gdy paradoksalnie najbardziej będziesz ich potrzebować... Tego wsparcia, rozmowy, zainteresowania, bo w chorobie nie chodzi tylko o podcieranie tyłka. Znam to z autopsji.

      Usuń
    8. @retro- ciekawe czy Twoi rodzice czuli, ze nie robisz tego z milosci tylko z pieprzonego obowiazku. Bo w Twoim mysleniu tu jest sedno!
      Zante

      Usuń
    9. A to się porobiło! Wydarzenia ostatnich miesięcy związane z ciężką chorobą mojej mamy, sprawiły, że bardzo się nad tym wszystkim zastanawiam. Dlatego tak bardzo Ci, Aniu, współczuję. Z całą pewnością nie należysz do takich osób, które lekceważą swoje względem rodziców obowiązki. Dlatego bezsensowne zdają się te wszystkie agresywne reakcje. Przecież nie powiedziałaś jeszcze ostatniego słowa, ta sprawa wciąż jest do pewnego stopnia otwarta. Masz prawo zastanawiać się nad tym, nic nie jest do końca oczywiste.

      Usuń
    10. Teraz doczytałam ostatni komentarz Retro. To byłoby wprost komiczne, gdyby nie było takie smutne. Psi obowiązek? Gówno prawda, psi obowiązek jest wyłącznie wobec dzieci I to byłoby tyle "w temacie".

      Usuń
    11. Nie chcialabym, zeby moje dzieci odbieraly ewentualna opieke nade mna w chorobie i starosci jako "psi obowiazek". Gdyby nie mialo byc to dobrowolne i robione z serca, niech mnie po prostu oddadza do przytulku. To raz.
      Dwa. Nigdy nie oczekiwalabym, zeby kladly na szale cale swoje zycie, rezygnowaly z pracy, przeprowadzaly sie do mnie, zaniedbywaly wlasne rodziny, bo to wlasnie byloby skrajnym egoizmem z mojej strony. Moi rodzice takze nigdy nie dopusciliby do takiej sytuacji, zebym rzucila wszystko, ryzykowala nizsza rente czy bezrobocie, zeby ich pielegnowac.
      Zastanow sie, Retro, czy to nie Ty wlasnie jestes zbyt roszczeniowa i egoistyczna w stosunku do wlasnych dzieci. Jesli urodzilas je po to, zeby miec opieke na starosc, to wspolczuje.

      Usuń
  5. Nieuchronność przemijania....

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja mysle ze nie powinnas miec zadnych wyrzutow sumienia, bo domyslam sie ze rodzice byli zadowoleni kiedy dawno temu wybralas inny kraj do zycia, przeciez lepszego zycia i jako rodzice chcieli zeby Twoje zycie bylo tam gdzie jest lepiej, latwiej, przyjemniej, przede wszystkim normalniej. Wtedy kiedy opuszczalas Polske cieszyli sie razem z Toba, wiadomo byl tez bol rozstania. A teraz jest jak jest, wiadomo starzejemy sie, napadaja nas rozne choroby, to ze Twoj tato jest slaby to moze dlatego ze nie leczona jest ta dolegliwosc-choroba, dzisiejsza medycyna moze cuda czynic, ja to wiem po sobie, trzeba wierzyc i leczyc sie. Rodzice dadza sobie rade, maja siebie a to jest bardzo duzo, zycze im dobrze i trzymam za nich. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idac tokiem myslenia Retro, moglabym zarzucic swoim rodzicom lekkomyslnosc, bo zdecydowali sie tylko na jedno dziecko i zwalic wine na nich samych, ze teraz nie ma kto im pomagac.
      Wtedy, kiedy Polske opuszczalam, byl to normalny kraj i rodzice wcale nie byli zachwyceni moim wyjazdem, ale to sie zmienilo i mysle, ze sa szczesliwi, ze nie musze tam zyc. Ja zreszta tez.

      Usuń
  7. Aniu, przezylam podobne burze...juz moich rodzicow nie ma, a ja bylam w Wenezueli a nie jak Ty w blikich jednak Niemczech...zawsze mozesz wsiasc w autobus. Glowa do gory , moze Tato jednak bedzie zdrowial. caluje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, ze moge wsiasc w autobus, ale na pewno nie zawsze i nie dowolnie czesto. Nie moge rowniez zostac dowolnie dlugo i to mnie gryzie.
      Niewazne, jak daleko jestem, wazne, ze mnie przy nich nie ma, kiedy byc powinnam.

      Usuń
  8. Trudna sytuacja i jeszcze trudniej coś radzić.Zdrówka dla Rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety życie takie jest, że w pewnym momencie najbliżsi zaczynają odchodzić... to bardzo boli, uświadamia, że czas biegnie nieubłaganie do przodu i nie da się go zatrzymać. Wypowiadane frazesy - żyj chwilą i ciesz się życiem nagle nabierają realnego znaczenia...
    Zwłaszcza jedynakom jest ciężko. Jesteś tam, daleko, nie możesz być przy rodzicach cały czas :( to bardzo trudne, współczuję Aniu i trzymam kciuki, aby diagnoza była jednak dobra i żeby Twoim rodzicom jak najdłużej zdrowie dopisywało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie w tej chwili ojciec jest u lekarza. Patrze na zegar, odliczam minuty, kiedy bede mogla zadzwonic do rodzicow i poznac prawde.

      Usuń
  10. Napiszę, chociaż nie zabieram tutaj głosu. Doskonale rozumiem Twoje rozterki i smutek, moi rodzice już nie zyją.
    Chcę napisać od "drugiej strony", matki. która ma już bliżej do ostatecznego rozstania. Nie wiem czy chciałabym, żeby moje córki rzucały wszystko i zajmowały się mną. Oglądały na co dzień odartą z godności przez chorobę, wykonywały wstydliwe czynności, patrzyły jak odchodzę... nie wiem. Choroba zmienia człowieka, ale teraz tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako matka tez nie chcialabym burzyc zycia moich dzieci i oczekiwac, ze rzuca wszystko, zeby zajmowac sie mna czy mezem. Nie dlatego je rodzilam, maja byc szczesliwe i mozliwie dlugo cieszyc sie zyciem bez zbednych balastow. Mysle, ze moi rodzice mysla podobnie, co oczywiscie nie zmniejsza ani na jote moich rozterek.

      Usuń
  11. No, tak. teraz nie wiem, czy powinnam się z Tobą żegnać, bo wyjechałaś z Polski, gdzie ja jestem, czy witać, bo znów jesteś z nami, choć daleko, w Niemczech. Chyba jednak to drugie.
    A teraz poważnie; rozumiem doskonale Twoje dylematy i nie do końca zgadzam się z Retro. Rzeczywiście, któż miałby się rodzicami zaopiekować na starość czy w chorobie, jak nie ich dzieci, to to niestety tak nie działa. Może w idealnym świecie. I takie wymagania wobec dzieci też są egoistyczne. To co otrzymujemy od rodziców, oddajemy własnym dzieciom i tak to idzie, wciąż do przodu. To wszystko jest skomplikowane i nie można ferować z góry tak kategorycznych wyroków. Ja banalnie polecę Mickiewiczem: "Chcąc mnie sądzić, nie ze mną trzeba być, lecz we mnie!". A choćby i "ze mną", bo tak z daleka, to sobie można mówić.
    Życzę zdrowia Twoim rodzicom i zadowalającego rozwiązania tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oczywiste, ze mam poczucie, moze nie obowiazku, ale powinnosci opieki nad rodzicami. I nie byloby zadnego problemu, gdybysmy mieszkali niedaleko siebie.
      Swego czasu czesto jezdzilam do babci do Warszawy, zeby pomagac jej w sprzataniu i ciezszych obowiazkach, nawet kiedy urodzilam juz dzieci. Ale tamta odleglosc nie stanowila wielkiej przeszkody, teraz to co najmniej 12 godzin jazdy, za duzo, zeby skoczyc na weekend.

      Usuń
  12. Nie wiem jak te komentarze wchodza, ktory pierwszy, bo kiedy pisalam moj poprzedni komentarz nie bylo tych wszystkich komentarzy, ostatni byl Olgi i byl tylko jeden Retro, a teraz widze ta cala 'burze' wiec dolaczam. Moja mama umierala na raka kilka miesiecy, bylam z nia caly czas, duzo w szpitalu, ostatni tydzien w szpitalu nawet nocowalam z nia, bylo to dawno temu, nie mowilo sie pacjetowi ze ma raka. To byl okrutny czas nie tylko dla mojej mamy ale i dla mnie, mama umarla a ja przez wiele miesiecy mialam koszmary w nocy, doszlo do tego ze wolalam nie zasypiac tak bardzo balam sie tych snow. Wiem i wszyscy moi bliscy wiedza ze nie chce ich na koniec. Dla mnie matka ktora wymaga zeby jej corki byly przy niej na czas umierania to egoistka, co innego jak one same decyzje podejma, ale stawiac sprawe ze to jest obowiazek jest egoistyczne i nieodpowiedzialne. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle podobnie. Oczekiwanie, a nawet wymaganie, zeby dzieci towarzyszyly do ostatka, jest egoistyczne i wygodnickie. Moi rodzice nie oczekuja tego ode mnie, co oczywiscie jeszcze bardziej motywuje, zeby wlasnie to robic. Nie rzuce jednak wszystkiego, nie zrujnuje calego zycia, zeby na sile spelniac "psie obowiazki". Nawet poswiecenie musi miec swoje granice.

      Usuń
  13. Chyba na razie nie ma dobrego rozwiązania z tej sytuacji, cokolwiek wymyślicie, to i tak będzie uwierało. No chyba, że nie będzie. Czasem coś się niespodziewanie rozwiazuje i choć trochę boli, to wychodzi na plus.
    I absolutnie nie zgadzam się z komentarzem Retro.
    Nikt z nas nie jest w Twojej sytuacji, Aniu, więc wszelkie kategoryczne osądy nie mają sensu. Tak przynajmniej myślę.
    Ściskam Cię mocno :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bedzie uwieralo, juz uwiera przeciez, jak wiesz. Na razie jednak wybieram mniejsze zlo, bo calkiem optymalnego wyjscia z tej nielatwej sytuacji nie ma.

      Usuń
  14. Aniu opiekowałam się moimi rodzicami. Wiesz jak to jest? Zawsze są wyrzuty sumienia, że za mało, że powinnam więcej. Takie myślenie nie pomaga a jedynie niszczy od środka. Minęły lata a ja z tego powodu czasami płaczę w nocy w poduszkę. Dużo siły Ci życzę.
    Mimo, że opiekowałam się rodzicami, nie podzielam zdania Retro, że to nasz psi obowiązek.

    Starość jednak naszemu stwórcy się nie udała. Trzymaj się jakoś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odbieram opieki nad rodzicami jako czegos przykrego, jako obowiazku, psiego w dodatku. Robilabym to, bo ich po prostu kocham, z serca, a nie z przymusu czy dlatego, ze oni tego ode mnie oczekuja. I robilabym to, gdybym zyla blizej nich, to chyba oczywiste. Zawsze jednak poswiecenie dla jednej strony odbedzie sie ze szkoda dla tej drugiej.

      Usuń
  15. nie czytam komentarzy, więc może się powtórzę ale jesteśmy w takim wieku, że strach o rodziców będzie nam już towarzyszył ...zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie chodzi o strach, bo to oczywiste, ale o brak mozliwosci regularnego i stalego pomagania im, bo sa coraz starsi, slabsi i chorsi.

      Usuń
  16. To są bardzo trudne indywidualne sprawy i bardzo często nie ma idealnych rozwiązań, a trzeba wybierać mniejsze zło. Od lat zmagam się z depresyjną naturą mojej mamy, a teraz doszła jeszcze demencja starcza. Mama robi się coraz bardziej zaborcza i wybuchowa. Ja uważam, że nie można żyć tylko cudzym życiem, trzeba to wyważyć. Bezgraniczne poświęcenie jest sprzeczne z moją naturą, zresztą nie tylko moją, to niszczy. To jest bardzo trudne, to są codzienne dylematy i w rozstrzyganiu tych dylematów jest się samotnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mądrze to ujęłaś, Mario. To naprawdę trudna sprawa. Jeśli naszym obowiązkiem byłoby oddać wszystko, co mamy, nie opłaciłaby się wtedy "skórka za wyprawkę".

      Usuń
    2. Jedynactwo skazuje nas na naprawde samotne rozstrzyganie wszystkich podobnych dylematow, ani nie ma sie z kim podzielic, czy to problemami, czy praca przy chorych rodzicach...
      Masz racje, Mario, nawet poswiecenie z milosci nie moze byc bezgraniczne.

      Usuń
  17. Retro ma rację,tylko,że starość i choroby rodziców można było przewidzieć w momencie podjęcia decyzji o wyjeździe na stałe.No chyba,że się wiedziało,że jest ktoś obok(rodzeństwo)kto się nimi zaopiekuje.Różnie to potem wygląda,a starość raczej nikogo nie ominie.
    Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, zdajesz sobie sprawe, ze to, co mowisz jest troche smieszne i niedojrzale? Jak Pantera wyjezdzala to rodzice byli w pelni sil. A gdyby nie byla jedynaczka to moglaby podjac decyzje o emigracji? Wiesz, ja nie bylam jedynaczka i mialam 5 lat mlodszego brata. I On umarl gdy mial 41 lat. Gdyby Pantera byla w takiej sytuacji to mialaby obowiazek zburzyc swoj dom, zabrac swoje dzieci do Polski, skazac meza i siebie na ukladanie zycia od nowa w Polsce, szukania pracy, bo za 10-15 lat rodzice beda wymagali opieki? A pomyslalas, ze kazdy ma jedno swoje zycie?
      Zante

      Usuń
    2. Tos wymyslila, Ula! Wedlug tego dzieci w ogole nie powinny ruszac sie z domu rodzinnego, zakladac wlasnych rodzin, przemieszczac sie gdziekolwiek, dojrzewac i samodzielniec. Bo przeciez kiedys beda rodzicom znow potrzebni.

      Usuń
  18. Przytulam Cię, Pantero.

    OdpowiedzUsuń
  19. po przeczytaniu tego co napisałaś i wszystkich komentarzy nie mam nic do dodania. rację mają obie strony sporu. ja swoich rodziców straciłąm we wczesnej młodości a i oni byli dość młodzi. mamą opiekowałąm się prawie do końca (umarła w szpitalu). pracowałam miałam małe dziecko i mieszkałam na drugim końcu warszawy. inaczej sie wtedy przeżywa strach,wtedy, w młodości. trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa, nie chodzi o sam strach przed utrata najblizszych osob, bo tak samo boisz sie o meza czy wlasne dzieci. Natura tak to urzadzila, ze rodzice na ogol umieraja przed dziecmi i to one urzadzaja rodzicom pogrzeb. Mnie szarpia wyrzuty sumienia, ze nie moge byc z nimi i na codzien wyreczac ich w ciezszych pracach, opiekowac sie i byc w kazdej chwili do dyspozycji.

      Usuń
    2. mnie chodzi o taki strach, ze robisz wszystko a oni i tak odchodza prawie na twoich oczach..
      to jest nieuniknione, wpisane w nasze życie. jestem stara,nie wiem kiedy umrę, ale wolałabym szybko, żeby moje dzieci nie musiały się mną opiekować. i pewnie tak umrę, bo i choroba moja taka a nie inna.
      a ty nie miej wyrzutów sumienia. zrobiłas co mogłas, teraz możesz tylko czekać.
      i jak wyniki taty?

      Usuń
    3. Kazdy z nas ma chyba sekretne zyczenie, by umrzec szybko i bezbolesnie, najlepiej we snie. Ale, jak wiadomo, zycie ma dla nas gotowe scenariusze i nie wszystkich traktuje jednakowo laskawie.
      Jest guz 3x4cm, ale dopiero po biopsji zapadna decyzje o rodzaju terapii, kiedy rozpoznaja, z jakim gadem maja do czynienia.

      Usuń
  20. Moi rodzice jeszcze przed siedemdziesiątką, ale ja zauważyłam że już zaczęłam myśleć co będzie kiedy oni... a mnie tam nie będzie. Jedyne pocieszenie że przynajmniej mają inne córki blisko. Cóż, Twoja sytuacja jest nie do pozazdroszczenia, być z nimi nie możesz, dobrze że chociaż telefony są. Taka kolej rzeczy niestety. Przykro, strasznie mi przykro Aniu. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to wlasnie chodzi: maja blisko inne corki. Moi maja tylko mnie.

      Usuń
  21. Anusia, jestem prawie pewna, że gdy sytuacja będzie wymagała pomocy, to rodzice o nią poproszą, ale nie Ciebie. Nie będą chcieli Cię martwić i zasmucać tym, że nie dają już rady sami. Wiem, że ciągle będziesz o tym myśleć, ale nie wolno Ci się zadręczać w poczuciu winy, że Cię nie będzie itp.
    Twierdzenie, że dzieci mają psi obowiązek... to egoizm do entej potęgi. Czy taki rodzic zdaje sobie sprawę z tego z jakim obciążeniem to dziecko zostaje?, obojętnie czy ma 20, czy 60 lat? Moi rodzice obydwoje zmarli przy mnie w domu - tato 26 lat temu, a mama 7 lat - nagle, bez chorób - trauma trwa nadal. Nikt mi tego nie zabierze. Moja mama miała 91 lat, przygotowywałam się, że kiedyś to nastąpi - dziecko na odejście rodzica nigdy nie jest gotowe.
    Anusia trzymaj się.
    Ania Bezowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bede sie na pewno zadreczac, bo nie chce doprowadzic sie na skraj. To wszystko jest jeszcze za swieze, budzi niepokoj, ale w koncu zycie musi trwac dalej, nie poczeka, nie zatrzyma sie. Bede musiala dac sobie z tym rade.

      Usuń
  22. Każdy ma prawo do przezywania życia i jego zakończenia tak jak pragnie, jak chce by było. Nie chcę by moja córka musiała siedzieć przy mnie, chcę odejść gdy będę gotowa, świadomie i bez bólu. Mnie jest o tyle łatwiej że wiem, że to nie koniec świadomości, doświadczyłam wglądu w życie po życiu, nie twierdzę jednak że się nie boję, myślę o bliskich.
    Panterko nie trzeba się szarpać, rodzice sami wybiorą.
    Każdy odejdzie i nie wierzę byś chciała by córki poświęcały się dla Ciebie gdy przyjdzie czas, gdy zechcesz zobaczyć co jest Tam. Wiem że nie wierzysz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ze nie powinno sie od dzieci wymagac rzeczy niemozliwych, mozna jedynie miec nadzieje, ze same beda chcialy dac pomoc i opieke. Jednak mnie gryza wyrzuty sumienia i poczucie bezsilnosci, ze nie moge byc przy rodzicach wlasnie teraz.

      Usuń
  23. to mój 7 komentarz
    6 poprzednich sié nie opublikowalo:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O!!!
      Udało się!
      ale starciłam wenę

      śliczne zdjęcie pieknych ludzi.

      Usuń
    2. Pogrzebalam w spamie, ale tam nic nie znalazlam, Twoje komentarze polecialy w przestrzen miedzyplanetarna.

      Usuń
    3. w sumie lubię kosmos:p

      Usuń
  24. Aniu, strasznie mi przykro.
    Moja Mama, w ostatnich tygodniach jej zycia, byla w szpitalu pod silnymi dawkami morfiny, choc jak przyjechalam do Polski, nic nie wskazywalo na to, ze bedzie az tak zle. Siedzialam przy niej codziennie, az przyszedl czas, ze musialam wracac, albo moje zycie kompletnie by leglo w gruzach i nigdy nie zapomne jej ostatnich slów, kiedy na moment odzyskala przytomnosc: "Nic juz nie mozesz, wracaj do domu, zyj najlepiej jak umiesz i pamietaj tylko o naszych najlepszych chwilach."
    I tak staram sie robic, choc nadal to boli jak cholera. (Leciwa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to wlasnie chodzi, ze jesli oddam sie opiece nad rodzicami, moje tutejsze zycie moze sie zawalic. Dobrze, ze mnie rozumiesz. Mysle, ze moi rodzice maja tak samo, jak Twoja mama. Ale masz racje, to cholernie boli.

      Usuń
  25. To rzeczywiście smutne ;( Twoje odwiedziny na pewno podniosły Tatę na duchu, a to jest bardzo wazne- sama to wiesz. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze moje odwiedziny dobre byly dla rodzicow i dla mnie. Bede robila, co w mojej mocy, ale wiem, ze nie moge zrobic wszystkiego, co bym chciala.

      Usuń
  26. Aniu, mam nadzieję, że Ula i Retro cos tam zrozumiały i dyskusja z nimi się zakończyła. Ale jeśli powrócą do tematu chętnie będę uczestniczyć w rozmowie.
    Cała reszta komentatorów rozumie trudną sytuację (choć niektórzy się różnią w szczegółach) i właściwie wszystko zostało powiedziane.
    Ja chciałam tylko dodać, że każdy, KAŻDY, gdy ich najbliżsi odchodzą, odczuwa większe czy mniejsze poczucie winy. Choćby sie na rzęsach stawało, to zawsze będzie człowieka dręczyło, że może cos jeszcze mogłem/mogłam zrobić? Tak już po prostu jest. Ostatnie dwa tygodnie życia mojego taty (wówczas od 5 lat częściowo sparaliżowanego) spędziłam jako jedyny opieku w domku letniskowym, mając pod opieka także swoje, małe dzieci. W tym czasie matka odpoczywała w mieście. Ostatniego dnia zepsuł sie ojca telewizor, a że to był długi majowy weekend nie miałam jak znaleźć jakiegoś naprawiacza. Następnego dnia, po moim wyjeździe z letniska ojciec zmarł. Do dziś, 21 lat, mam wyrzuty sumienia, że Go z tym zepsutym telewizorem zostawiłam, a był dla Niego tak ważny. Gdy umierała moja matka dzielilo nas 31 km w jedną stronę. Rano, zadzwoniła wynajęta opiekunka, którą codziennie wymieniałam (matka nigdy nie była sama), by powiedzieć, że wszystko dobrze, że matka zjadła śniadanie i takie tam. Po pół godzinie ponowny telefon, że cos się złego dzieje. Zaraz wsiadłam do samochodu, ale spóźniłam się jakieś 15 minut.
    Opisałam konkret, by uświadomić, że co ma być, to będzie, czy będzie się na wyciągnięcie ręki czy w wielkiej odległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zante, mnie nawet mniej chodzi o trzymanie za reke w ostatniej chwili zycia, a tylko, zanim to nastapi, o opieke. Ciebie braklo w tej decydujacej chwili, ale przez caly czas bylas z nimi. Praktycznie na wyciagniecie reki.
      Tego wlasnie braklo w moim przypadku, nie bede mogla zapewnic rodzicom stalej wlasnej opieki na ostatnie lata.
      A czy dziewczyny cokolwiek zrozumialy? Maja dosc sprecyzowane spojrzenie na zagadnienie opieki nad wlasnymi rodzicami, jak i ich dzieci nad nimi samymi, wiec nie wiem, czy daly sie przekonac, ze nie zawsze biale jest biale, a czarne czarne (ze tak polece klasykiem).

      Usuń
    2. Aniu, z ojcem byłam często, bo matka pracowała, a On nie był samodzielny egzystencjonalnie. Matce zapewniłam opiekę, zapożyczając się i wyprzedając co się da, a jeździłam codziennie, bo matka tego żądała. Jak robiłam dzień przerwy, by chociaż posprzątać własny dom i trochę pospać, to zwalniała opiekunkę z godziny na godzinę (były dwie, na zmiany), a następnie przysyłała sms, że wie, gdzie w jej mieszkaniu zadekowałam leki opioidowe i zaraz wszystkie zje do kolacji. Tak więc nie ma co nawet się moim przykładem sugerować.
      A Ty nie zamartwiaj się na zapas, bo sie wykończysz, wymiękną Ci nerwy. Poczekaj na diagnozę i plan leczenia ojca. Pewnie będziesz musiała pojechać raz jeszcze, gdy już wszystko będzie jasne (także dla taty), usiąść z rodzicami i porozmawiać czego potrzebują, oczekują i co możesz Im dać. Na resztę na pewno znajdziecie rozwiązanie. Zdaję sobie sprawę, jak ważne w tym wszystkim są pieniądze, a właściwie ich brak. Dobrym rozwiązaniem, w trudnych sytuacjach jest zwrócenie sie do opeikunek środowiskowych i dogadanie się z nimi na pół prywatnie. One część godzin mają obowiązek pomagać, ale chętnie sobie dorabiają zwiększając godziny pracy i wówczas to nie są duże stawki. Trzeba patrzeć na to racjonalnie. Nie dać porwać się emocjom. One i tak są i tak będą, bo to szczególna sytuacja. Ale co można, trzeba zracjonalizować, bo inaczej zwariujesz, a Twój mąż razem z Tobą. A Twoje zdrowie i kondycja są, wbrew pozorom RÓWNIE ważne, co rodziców. I nie z powodów, o których mówiła Retro czyli egoistycznych, tylko czysto praktycznych. Jak nie zadbasz o siebie to już na pewno rodzice zostaną bez wsparcia.

      Usuń
    3. Duzo sil kosztowalo mnie trzymanie fasonu, nie chcialam tam plakac, choc nie bylo mi latwo sie powstrzymywac. Potrzebuje sil i energii, zeby to wszystko przetrwac, a jak wiesz, sama nie jestem zdrowa. To wszystko z pewnoscia nasili jeszcze moja wieloletnia chorobe. Nie jest latwo, a bedzie jeszcze trudniej.

      Usuń
    4. Wiem Aniu jak jest i czego się boisz (także z autopsji. Oj! wiem!) Stąd moje podpowiedzi, by wszystko co się da i tak długo jak się da racjonalizować.
      1) Nie porzucisz pracy, bo musisz z czegoś żyć, a później mieć emeryturę, a teraz ubezpieczenie i dostęp do leczenia w Niemczech
      2) Dłuższy urlop musisz sobie zostawić na czas ekstremalny
      3) Rodziców nie możesz zabrać do siebie, do Niemiec
      4) Rodzina jaka jest w Polsce (wspominałaś o kuzynie), choć jest w stanie pomóc, to w bardzo konkretnych sytuacjach i trudno oczekiwać więcej
      5) Na razie nie wiadomo wszystkiego jaki jest stan taty i co można zrobić oraz na czym będzie polegać leczenie.
      6) Na razie nie wiesz jaka i w jakim zakresie będzie potrzebna (niezbędna) pomoc ojcu w chorobie oraz mamie, która będzie w tym trwać.
      Więc popróbuj przestać się zamartwiać, że nie możesz być z Nimi, bo na razie masz za mało konkretów.
      Oraz wiem, że to wszystko łatwo się mówi, ale potrafiłaś w życiu tak wiele przeciwności pokonać i znalazłaś rozwiązanie. Teraz też tak będzie.

      Usuń
    5. Sama lepiej bym tego nie ujela. Kazdy punkt zgadza sie ze stanem faktycznym.
      No, prawdziwy z Ciebie eu-geniusz! ;)

      Usuń
  27. masz Aniu bardzo trudny czas ... najgorsze, że nie widać końca problemów tylko z dnia na dzień jest trudniej....
    mogę tylko przytulić i powiedzieć, że dasz radę... dasz radę bo silna z Ciebie kobieta..
    :*********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze dac rade, jakie mam inne wyjscie?
      Mam tylko nadzieje, ze nie bedzie bardzo bolalo...

      Usuń
    2. Anusiu będzie bolało, ale człowiek bardzo wiele zniesie, chociaż nie jest mu łatwo. Zgadzam się z Zante. Puki co głowa do góry i nie mów mi, że się wymądrzam, bo tego nie przeżywam, to mnie nie dotyczy - wiesz, że przez to przeszłam i musiałam sobie poradzić sama, bo mam tylko męża.
      Ania Bezowa

      Usuń
    3. Musze zbierac sily na glowne natarcie, bo z pewnoscia czekaja mnie wieksze wyzwania w przyszlosci.

      Usuń
  28. wysyłam Ci bardzo dużo siły, bo będzie Ci potrzebna. mam nadzieje, że wszyscy przejdziecie przez to spokojnie, a i wyniki będą dobre. modlę się za to i ściskam.
    buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  29. Wiem Aniu, jak Ci ciezko, bo sama jestem w podobnej sytuacji. Mama w Warszawie (moj tata zmarl w 1985 roku) ja w Pradze. W obecnej chwili moj powrot na stale lub dlugotrwalay wyjazd do Warszawy jest nie realny, z podobnych powodow jak u Ciebie. Moja mama ma 83 lata, jak na razie jest samodzielna i daje sobie ze wszystkim rade, ale oprocz kolezanek w podobnym wieku nikogo nie ma. Niekiedy jest mi tak bardzo smutno i dochodzi ta bezradnosc. Moja mama zawsze powtarza, ze nie powinnam miec zadnych wyrzutow sumienia, kazdy czlowiek zyje swoim wlasnym zyciem. Niby wtedy jest mi troche lepiej, ale sama roumiesz. Aniu nie ma "zlotego srodka" na podobne sytuacje, a my sie nie rozdwoimy. Zycze Ci duzo sily, a Rodzicom zdrowia. Pozdrawiam Bozena z Pragi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mamy wlasnie takie sa, Bozenko, bardziej zalezy im na tym, zeby nam sie dobrze dzialo, a nie im samym. One jeszcze nas pocieszaja, kiedy mamy wyrzuty sumienia, ze nie mozemy im dostatecznie pomagac.

      Usuń
  30. Przeczytałam rano post. Teraz komentarze.
    Masz wyrzuty sumienia i ja też bym miała. Ale rozumiem, że nie da się rzucić wszystkiego. I może nie ma sensu się szarpać i jeździj tyle, ile możesz. A jak uznasz, że tego czasu jest za mało, że do końca życia będziesz sobie wyrzucać, to wtedy podejmij bardziej radykalne decyzje. I nie sugeruj się żadnymi komentarzami, bo każda z nas ma inną historię.

    Ja olałam możliwości, aby pomóc mamie... Najpierw staż, potem inna praca i zostałam tu gdzie jestem. Nie żałuję. Moja siostra nie zaryzykowała nawet utraty urlopu i od 3 lat nas nie odwiedza - jest to jej sprawa, że nie wspiera. Czy mama ma żal? Pewnie w sercu tak, bo każda matka chciałaby przynajmniej zainteresowania ze strony dzieci, nie czarujmy się. Ale to są zupełnie inne historie i inne życia.

    Życzę Ci wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, czlowiek mysli sobie, ze rodzenstwo moze zalatwiloby kwestie opieki nad rodzicami. Ale rodzenstwo tez bywa rozne, nie ma zadnej gwarancji.

      Usuń
  31. Patrzyłam na moją mamę w te święta, trzęsące się ręce, niepewny chód...nie wiem, ile tych świąt jeszcze nam razem pisanych. Zawsze dziarska, zawsze wojownicza i apodyktyczna, żal patrzeć, ale taka jest starość. Całe szczęście, że ma dobrą opiekę i tym się nie martwię. Martwię się tym, że życie tak szybko mija, że te lata uciekają, jak zabraknie naszych rodzicow to kolej na nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprawdzie rozmawiam z rodzicami prawie codziennie, ale widzielismy sie trzy lata temu. Obecny ich wyglad i kruchosc zszokowaly mnie. Bardzo zmienili sie przez ten krotki czas. Ja pewnie tez, porownujac zdjecia, ale do siebie jakos jestem przyzwyczajona. ;)

      Usuń
  32. Mój tato chorował na raka płuc. Przeszedł operację, chemię i naświetlania. Pomagała mu jego druga żona, ona niesamowicie go wspierała. Ja mogłam bywać w szpitalach, odwiedzać go, byłam obok, a jednak gdy zmarł to nadal, do dziś męczy mnie poczucie winy.
    To są tak trudne sprawy, tak indywidualne, że nie ma jednej rady. '
    W każdym razie nie chciałabym obciążać dzieci swoją chorobą, dać im żyć swoim życiem.
    A ty, wiesz, zawsze możesz do nich dzwonić trzymać rękę na pulsie, a jak coś będzie trzeba to pisać. Macki naszego blogowego świata sięgają wszędzie. Może o tu znajdzie się ratunek...
    Aniu, trzymaj się. To są okropnie trunde sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszna choroba i jeszcze straszniejszy rodzaj smierci, bo praktycznie przez uduszenie.
      Wszystko sie wali...

      Usuń
    2. Mój tego nie doczekał. Naświetlania osłabiły mu żyły i dostał zawału - umarł jak chciał, szybko i bezboleśnie.
      :(( Tęsknie za nim...

      Usuń
    3. Mial szczescie, ze nie musial przechodzic przez te tortury...

      Usuń
  33. Aniu, czytałam dzisiejszą dyskusję, zgadzam się z większością opinii, a ze swojej strony powiem, że opieka nad rodzicami po prostu im się należy, zwłaszcza jeśli na nią zapracowali swoim stosunkiem do nas. To nasz ludzki obowiązek. Jak ta opieka ma wyglądać oczywiście zalezy od sytuacji i możliwości. Nikt z nas nie ma prawa wpędzać Cię w poczucie winy, lub Cię pouczać, myślę, że dzisiejszym wpisem pokazałaś, że się martwisz, że Ci źle i ciężko, a my ze swojej strony powinniśmy skupić sie na dobrych radach i podsuwaniu pomysłów. Myślę też, że nie jesteś sama w tej sytuacji, bo masz przecież 3 córki i męża, może udałoby się by każdy z nich raz na jakiś czas się wybrał do Twoich rodziców, chociaż na 2-3 dni. Może rozważ jakieś połączenia blablacarem, w każdym razie od granicy Polski, co zmniejszyłoby koszty. Ktoś napisał o pielęgniarkach środowiskowych, a może pomoc wolontariuszy z PCK, ja jako nastolatka takim starszym ludziom własnie poprzez te organizację pomagałam 3 razy w tygodniu. Może ktoś z sąsiadów ma dzieci, które za drobną opłatę pomogłyby z zakupami, receptami itd. A moze za możliwość noclegu u Ciebie w wakacje? Jakiś taki barter . Może któraś z dziewczyn wymyśli tu jeszcze coś mądrego, mnie na razie tylko tyle wyszło :/ Z pewnością teraz nie będziesz mogła bywać raz na 3 lata, wiem, ze ta podróż 12 godzin, ale pociesz się - droga z Uć do Wro trwa pociągiem 5 h. Może jak znajdziesz lepsze połączenie, mniej kosztowne to i Twoje nastawienie do tych uciążliwych podróży się zmieni. Pomyśl, że więcej spędzisz z nimi czasu, a to bezcenne.
    Mam nadzieję, że ten guz nie będzie groźny, nie wszystkie są, pamiętaj o tym!!! Jak będziesz miałą potrzebę, to i ja mogę tam wpaść i coś pomóc załatwić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma lepszych polaczen, ani tym bardziej mniej kosztownych.
      Sonic, ja wiem, ze udzielanie rad przychodzi bardzo lekko, bo nie bierze sie pod uwage tysiaca drobnych uwarunkowan, zaleznosci i okolicznosci. Nie mam ochoty wszystkich tu przytaczac, w kazdym razie wiekszosc tych porad mozna sobie w buty wsadzic. Rozmawialam z rodzicami na temat pomocy z zewnatrz, na razie rozmyslaja. To dziwni ludzie, nawet bardzo.

      Usuń
  34. Nie zazdroszczę Ci problemów, które obecnie przeżywasz. Nie jest Ci z pewnością łatwo. Musisz jednak dać radę i nie zamartwiaj się, że nie możesz się nimi opiekować na co dzień. Oni to z pewnością rozumieją i nie wymagają tego, tak myślę. Taka jest kolej życia i nas to czeka. Dobrze by było gdyby Tata zgodził się na zatrudnienie pomocy w prowadzeniu domu, bo pomogło by to Mamie. Trzymaj się !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, ze rozumieja, ale co z tego, kiedy to mnie gryza potwory?
      A oni sa uparci i bardzo, bardzo nieufni do obcych.

      Usuń
  35. życie :( worek sił i energii przesyłam, tak Ci teraz potrzebnej!! trzymaj się Aniu, wiesz przecież, że zrobisz dla rodziców wszystko, co tylko będziesz mogła! i tylko musisz się oswoić z myślą, że nie wszystko będziesz mogła, czego byś chciała

    OdpowiedzUsuń
  36. Aniu, smutno mi się zrobiło gdy czytałam wczoraj Twój wpis.
    Chciałabym żebyście wszyscy poczuli się lepiej i silniej. Wierzę, że w końcu pojawi się jakieś złote rozwiązanie tej sytuacji! Tego Wam życzę, a także duuuużo zdrowia - fizycznego i psychicznego :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czlowiek godzi sie z rezygnowany z prawami natury i odchodzeniem najblizszych. Najbardziej jednak boli to, ze nie moge byc teraz z nimi.

      Usuń
  37. Przytulam Aniu, zyczę jak najłagodniejszego przechodzenia choroby Twojego Taty, oby wszystko szło pomyslnie, a choroba dała się wyleczyć!
    Przeczytałam wszystkie komentarze, podpisuję się pod Elają.
    ......
    Myślę,że kiedy zajdzie wielka potrzeba,to rodzice przyjmą pomoc z zewnątrz. Po za tym,pomimo wszystkiego co się mówi na służbę zdrowia ,to można też zgłosić do swojej przychodni potrzebę ,by przychodziła pielęgniarka,czy to do zabiegów,czy środowiskowa. Wiem,bo koleżanka załatwiała taką swojemu teściowi. Też trzeba mieć na uwadze,ze fachowiec bywa potrzebny i trzeba mieć na to kasę ,by móc za pieniądze nająć kogoś odpowiedniego.
    Coz,takie to nasze zycie,ze rozsiewa ludzi po świecie,i nie można się zaza to winić, że nie ma tych najblizszych koło nas czy my nie możemy być z najblizszymi.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonuje ich i namawiam, ale ostateczna decyzje o przyjeciu kogos do pomocy musza podjac sami. Moze byloby inaczej, gdybym byla na miejscu, sama przejelabym czesc obowiazkow, bez pytania i nawet wbrew protestom.

      Usuń
  38. Takie emocjonalne spotkania zawsze człowieka zostawiają na rozstaju.
    Życzę po prostu siły, bo będzie jej teraz bardzo potrzeba. I Wam i Tobie.
    Bez internetu da się żyć, mimo że chętnie z niego korzystam, też nie musiałam się zanurzać codziennie w sieci, chociaż troszkę jednak by mi brakowało na dłużej. Z drugiej strony - miałaś przy sobie Rodziców, a to bycie z nimi było najważniejsze. :)
    Uściski Aniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mowie Ci, sama bylam zdumiona, ze mi tego nie brakowalo. Celowo sie odcielam, wiec nic mnie nie kusilo.
      Buziak

      Usuń
  39. Współczuję Panterko sytuacji i choroby taty ... :(
    Dużo sił życzę !

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.